Jestem kobietą w słusznym wieku z dość bogatym doświadczeniem, w życiu której zawsze wszystko przychodzi w odpowiednim czasie i najczęściej wtedy, kiedy światełko w tunelu w zadziwiająco szybkim czasie gaśnie.

Przyjmuję z pokorą to, co stawia na mojej drodze los, bo z każdego doświadczenia wyciągam coś dla siebie. I złe i dobre chwile znajdują nas w odpowiednim momencie, by albo dostrzec absurd podążania złą drogą albo dostać kolejnego pozytywnego kopniaka w celu realizacji zamierzeń. Tak też niejednokrotnie było w moim życiu, choć szczęśliwie nigdy nie doświadczyłam i mam nadzieję, że nigdy nie doświadczę utraty pracy wszelkiego rodzaju, która w moim przypadku przychodzi do mnie sama, a ja tylko muszę wszystko poukładać tak, by sprostać wyzwaniom, szczególnie pod względem organizacji czasu.

A wyzwań nigdy się nie bałam. Zresztą, kiedy ma się obok siebie kogoś, kto uczy odwagi i pcha do przodu, choć ma zdecydowanie mniejsze doświadczenie i jest ciałem z twojego ciała (patrz córka Kornelia), to po prostu wstyd się poddać już na wstępie. Od 20 lat realizuje swoje pasje taneczno - wokalne, organizując najpierw szereg przedsięwzięć charytatywnych, z czasem stawiając na zamknięte formy koncertowe, a od dwóch lat skupiając uwagę na pisaniu scenariuszy do musicali, reżyserowaniu i nauce tańca. A robię to z grupą fantastycznych osób, Amatorów z krwi i kości, którzy tak jak ja, chcą wyjść z domu, dać z siebie coś więcej, a przy okazji po prostu dobrze się bawić. Swoją pasją pozarażałam całe rodziny, które teraz stanowią wielką musicalową i niewiarygodnie zgodną Społeczność. 

Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie "czego mi w życiu brakuje?" to odpowiedziałabym "chyba niczego", bo ja najzwyczajniej w świecie nie mam czasu, by się nad tym zastanowić. Bo wszystko co robię, a jest tego niemało, robię w tak zwanym "międzyczasie". Kiedyś cały mój świat zdominowała moja córka Kornelia. Teraz, kiedy jest już pełnoletnia, inaczej rozkładam czas na wszelkie życiowe zadania. Kiedy ja pracuję, Ona się uczy, a po południu wspólnie zarażamy się swoimi pasjami. Mój taniec przyjęła także jako swoją pasję, ja z czasem pokochałam jej balet i sama staję przy drążku. Obie nauczyłyśmy się pływać, choć ona w wieku lat pięciu, a ja czterdziestu pięciu. Wspólnie trenujemy karate kyokushin nawzajem nabijając sobie siniaki na Dojo, ale też razem tworzymy choreografie do musicalu, bo nie wyobrażam sobie, by taki talent mógł zostać przeze mnie niezauważony, czy odrzucony. Kornelia jest też jedną z moich najwierniejszych czytelniczek, obok oczywiście moich kochanych, niezastąpionych i cudownych BAB (przyjaciółek).

Bo pisanie też przyszło do mnie nie wiadomo kiedy, choć nigdy nie lubiłam w szkole języka polskiego i nie posiadałam zdolności krasomówczych. Pisałam co nieco o wydarzeniach kulturalnych w lokalnej prasie przez długie lata, jednakże o większych formach nie marząc. Do głowy mi nigdy nie przyszło, że pewnego dnia siądę przy klawiaturze i wystukiwane literki same ułożą się w słowa przenosząc na ekran, a potem na papier, wymyślane przeze mnie historie. Odbyło się to bez żadnych planów, wielkich przemyśleń, tak po prostu opowieści przepływają z moich palców, by mam nadzieję, Was Czytelników, cieszyć, wzruszać, wkurzać i zadawać najczęściej słyszane przeze mnie pytanie od moich Przyjaciółek i Córki „dlaczego?!”

Na co dzień potrzebuję spalanych czynnie kalorii, adrenaliny płynącej z nowych stawianych na mojej drodze wyzwań, by każdego dnia móc celebrować swoje chwile szczęścia. Czynię to stawiając na rozwój i doskonalenie… i w myśl filozofii japońskiego słowa OSU, którym podczas treningów karate posługujemy się najczęściej witając się i potwierdzając akceptację poleceń, pragnę dążyć do tego, by "wytrwać mimo przeciwności".


Podziękowania

Jestem kobietą w słusznym wieku z dość bogatym doświadczeniem, w życiu której zawsze wszystko przychodzi w odpowiednim czasie i najczęściej wtedy, kiedy światełko w tunelu w zadziwiająco szybkim czasie gaśnie.

Przyjmuję z pokorą to, co stawia na mojej drodze los, bo z każdego doświadczenia wyciągam coś dla siebie. I złe i dobre chwile znajdują nas w odpowiednim momencie, by albo dostrzec absurd podążania złą drogą albo dostać kolejnego pozytywnego kopniaka w celu realizacji zamierzeń. Tak też niejednokrotnie było w moim życiu, choć szczęśliwie nigdy nie doświadczyłam i mam nadzieję, że nigdy nie doświadczę utraty pracy wszelkiego rodzaju, która w moim przypadku przychodzi do mnie sama, a ja tylko muszę wszystko poukładać tak, by sprostać wyzwaniom, szczególnie pod względem organizacji czasu.

A wyzwań nigdy się nie bałam. Zresztą, kiedy ma się obok siebie kogoś, kto uczy odwagi i pcha do przodu, choć ma zdecydowanie mniejsze doświadczenie i jest ciałem z twojego ciała (patrz córka Kornelia), to po prostu wstyd się poddać już na wstępie. Od 20 lat realizuje swoje pasje taneczno - wokalne, organizując najpierw szereg przedsięwzięć charytatywnych, z czasem stawiając na zamknięte formy koncertowe, a od dwóch lat skupiając uwagę na pisaniu scenariuszy do musicali, reżyserowaniu i nauce tańca. A robię to z grupą fantastycznych osób, Amatorów z krwi i kości, którzy tak jak ja, chcą wyjść z domu, dać z siebie coś więcej, a przy okazji po prostu dobrze się bawić. Swoją pasją pozarażałam całe rodziny, które teraz stanowią wielką musicalową i niewiarygodnie zgodną Społeczność. 

Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie "czego mi w życiu brakuje?" to odpowiedziałabym "chyba niczego", bo ja najzwyczajniej w świecie nie mam czasu, by się nad tym zastanowić. Bo wszystko co robię, a jest tego niemało, robię w tak zwanym "międzyczasie". Kiedyś cały mój świat zdominowała moja córka Kornelia. Teraz, kiedy jest już pełnoletnia, inaczej rozkładam czas na wszelkie życiowe zadania. Kiedy ja pracuję, Ona się uczy, a po południu wspólnie zarażamy się swoimi pasjami. Mój taniec przyjęła także jako swoją pasję, ja z czasem pokochałam jej balet i sama staję przy drążku. Obie nauczyłyśmy się pływać, choć ona w wieku lat pięciu, a ja czterdziestu pięciu. Wspólnie trenujemy karate kyokushin nawzajem nabijając sobie siniaki na Dojo, ale też razem tworzymy choreografie do musicalu, bo nie wyobrażam sobie, by taki talent mógł zostać przeze mnie niezauważony, czy odrzucony. Kornelia jest też jedną z moich najwierniejszych czytelniczek, obok oczywiście moich kochanych, niezastąpionych i cudownych BAB (przyjaciółek).

Bo pisanie też przyszło do mnie nie wiadomo kiedy, choć nigdy nie lubiłam w szkole języka polskiego i nie posiadałam zdolności krasomówczych. Pisałam co nieco o wydarzeniach kulturalnych w lokalnej prasie przez długie lata, jednakże o większych formach nie marząc. Do głowy mi nigdy nie przyszło, że pewnego dnia siądę przy klawiaturze i wystukiwane literki same ułożą się w słowa przenosząc na ekran, a potem na papier, wymyślane przeze mnie historie. Odbyło się to bez żadnych planów, wielkich przemyśleń, tak po prostu opowieści przepływają z moich palców, by mam nadzieję, Was Czytelników, cieszyć, wzruszać, wkurzać i zadawać najczęściej słyszane przeze mnie pytanie od moich Przyjaciółek i Córki „dlaczego?!”

Na co dzień potrzebuję spalanych czynnie kalorii, adrenaliny płynącej z nowych stawianych na mojej drodze wyzwań, by każdego dnia móc celebrować swoje chwile szczęścia. Czynię to stawiając na rozwój i doskonalenie… i w myśl filozofii japońskiego słowa OSU, którym podczas treningów karate posługujemy się najczęściej witając się i potwierdzając akceptację poleceń, pragnę dążyć do tego, by "wytrwać mimo przeciwności".


Podziękowania

Kobiety o imieniu Anna

Mam wyjątkowe szczęście do Kobiet o imieniu Anna… bo gdyby nie Anna Harłukowicz Niemczynow, znakomita polska pisarka powieści obyczajowych, nigdy nie poznałabym Anny Seweryn - Dyrektora Wydawnictwa Videograf, która z kolei przekazała mnie w redaktorskie ręce Anny Jeziorskiej. Patronat trzech Ań musi oznaczać, że jestem we właściwych rękach i za to z całego serca składam wyrazy wdzięczności. 

Sześć bab

Ale to wszystko i tak nie miałoby miejsca, gdyby nie moich kochanych sześć BAB (Marta, Madzia, Sylwia, Sylwunia, Ania i Jola), córka Kornelia i bratowa Agula, które dostają nadal pierwsze wersje moich wystukiwanych na klawiaturze komputera opowieści i za każdym razem mówią: "one muszą trafić do ludzi". 

Franciszek Leki

I trafiły… także, a może przede wszystkim za sprawą jedynego jak dotąd Mężczyzny, który sięgnął po moją opowieść i zdecydował o wydaniu "Aleksandry", a mianowicie Pana Franciszka Leki - Prezesa Wydawnictw Videograf. Bardzo dziękuję za zaufanie. Mam nadzieję, że nie zawiodę, choć tak wiele zależy od czytelników.

Trzech SUPER-Menów

Wyrazy wdzięczności kieruję także w stronę trzech SUPER-Menów. Bez nich moja strona mogłaby przypominać jedynie białą plamę, a tak dzięki ich fachowej pomocy mam piękną sesję zdjęciową, przy której o dziwo nie fochowałam, ale to zasługa nieocenionego i niezwykle cierpliwego Marka Łoś; oryginalne logo, które stanie się moim charakterystycznym znakiem autorstwa Pawła Falko, a całość pięknie spiął, dopracował i zaprojektował Tomasz Kolasa.

Dzięki tym wszystkim OSOBOM trafia do Państwa kompletna strona, a ja na niej będę się dzielić swoją radością z pisania, jednej z trzech moich cudownych pasji.    

Ela Downarowicz All Rights Reserved.

Tomasz Kolasa tel.: 600 992 272